Tuesday, February 16, 2010

Malaysia trip- From Penang to Melaka 6.02-15.02
Hello everyone!
It’s Monday morning, yesterday evening I came back from my trip to Malaysia. In order to recall my memories I’m gonna write them in here and also to those who are curious how everything happened etc, please feel free to follow this post. Probably it won’t be that exciting and thrilling as a novel, but I cannot do much about that  and also sorry for an enormous album that accompanies this trip. I don’t know how it happened that I’ve taken 650 pictures within 8 days- well, I hope at least some of them you will stunning, nice or interesting or even useless. Feel free to express that!:) Ok, let’s begin! (Sorry, but it’s going to be a multilingual –rather poli-lingual story).

1st part- Penang
Nasza podróż rozpoczelam lecac z singapuru na Penang (lot w jedna strone jakos 99zl)- mala wysepka na polnocy malezji. Przez nastepne dwa dni Nikie miala mi towarzyszyc i tak wlasnie się stalo. Po 1,5 godzinnym locie wyladowalysmy w innym swiecie. W koncu azjatyckim- troszke brudniej, troche mniej zorganizowanie, spontaniczne, wszyscy bardzie wyluzowani niż w Singapurze, taking their time etc. Miałyśmy plan nocowac w Georgetown- głównej miejscowości na wyspie- jakies 18 km od lotniska, co się okazalo godzinna przejazdzka publicznym autobusem, ale czego by się tu spodziewac od 2zlotowego biletu a na dodatek toż to pierwsza z zasad backpacking- robic i podróżować tak jak normalni lokalni podróżują czyli od początku- taksowki nie istnieja, hotele również, restauracje neither.
Chodząc z plecakami po centrum, szukając hotelu, minęłyśmy piekne Chinatown i znalazłyśmy hotelik- za 18zl za double room, zobaczyłam co prawda raz lub dwa karaluszka, ale nie zrobilo to dla mnie wrazenia  zostawiłyśmy szybko plecaki i ruszyłyśmy w miasto... możecie zobaczyc zdjęcia z naszych spacerow- Chinatown, Little India, Fort, Penang Museum, Protestant Cemetery- no generalnie proper sightseeing  po drodze oczywiście nie moglam się oprzec roznym przekaskom- pau, samosy, jakies kokosowe paczki etc
Obviously, the obligatory part was some temples etc, so one next to our hotel turned out to be quite interesting. We have met a crazy guy over there, crazy in his passion in couch surfing concept ;) he would host people every second day, was really busy and crazy about other people, travelers etc, so he decided to start writing a guide book about Penang itself. We will see how it will develop later. Anyways, we heard from him that there is gonna be a CS gathering in Batu Ferringhi- a small town a few km from Georgetown in the evening, so we took a bus there- the way was really mountainous and the thought that I am going to drive a scooter through such roads made me feel a bit anxious, but whatever! EXCITEMENT – it’s what travelling is all about, right? 
Anyways, the people on the bus were really friendly cause we had no idea how to get anywhere, so they told us, the bus driver also, that’s one of the amazing part about Malaysia, which I’ve learnt. Anywhere I went, people were coming to me to ask if I need help, offering a lift or a walk or whatever!
At the party we didn’t see any white people so I guess we missed the gathering, but we met a guy from Saudi Arabia, a really nice guy, studying medicine and visiting his sister. Whatever, we ended up talking about Islam and religiosity. I didn’t want to be too radical so I didn’t get involved too much. We also discussed the concept of openness to other people since he found Nikie a bit more distant and less friendly to strangers than me. Cause I kept on smiling to people while they were greeting me (Malaysian people first looking at me, I just smiled and all the ice was broken- totally loved that!). anyways, in the evening we went back to Georgetown and went to sleep since at 9 am we were supposed to pick up our motorbike and have a great trip around island! So we were at 9 am waiting, and again we made a mistake having expectations about Malay people being punctual- I guess that’s what they inherited from Portuguese or whatever- they are taking their time and do things when they feel like, not when they need to. So we ended up waiting for it around 1 hour and then the guy that we were renting the scooter from wanted to check whether we can drive that so first Nikie was supposed to show her skills which turned out to be rather vague- after 10 seconds they fell down pretty badly so the only hope lied in me but come on- after India nothing could scare me, so the guy gave the scooter to my hands and we started our journey!
Well, it didn’t start that smooth, since firstly my slipper broke so I was driving a scooter only with one shoe – well, another adventure!:) somehow, fortunately, I managed to repair it so we took off. It didn’t turn out to be easy since all the streets in Georgetown are one-way so in order to get to the next street it took us a huge while trying to find some way! So it took us an hour to get out of the town although within one hour we could have been already at the other end of the island!  Anyways, having got out of the town, we managed to drive to Penang Hill where we took kind of a train to the top of the hill. The view was really great, but later on during our scooter trip we could see much better and more stunning views, for sure! But we did it so we could proceed to the temple – the fusion of Thai, Chinese and Burmese architecture of Buddhist temple. It was really something breathtaking- the colours, dragons sculptures and many more!
Nasza podróż skuterem trwala mniej wiecej 10 godzin, mialysmy ambitny plan zobaczyc wiekszosc fajnych aktracji na wyspie, ale skonczylo sie na tym ze musialysmy co chwile pytac lokali gdzie sie znajdujemy bo co chwile jakos sie gubilysmy. Prawda jest taka, ze wszystkie znaki drogowe pokazuja jak się dostac na lotnisko albo do Georgetown i inne miejscowości są zapomniane wiec nie było nam dane wszedzie dotrzec na czas, np. na fruit farm dotarłyśmy 15 minut za pozno kiedy już było zamknięte, na butterfly nawet już nie probowalysmy bo było jeszcze pozniej. Ale widokow nikt nam nie odbierze i wielkiej frajdy całodniowego prowadzenia skutera! Niesamowite widoki, czasami szalone prędkości, wiatr we wlosach i czujemy ze zyjemy! Czasami sobie śpiewałyśmy, śmiałyśmy się etc. No coz, po prostu było zabawnie i wesoło!
Dzien skończył się i dopadlo mnie zmeczenie, toz to prawie 10 godzin prowadziłam, nikie mogla sobie patrze w lewo i prawo a ja jednak wolalam się koncenrowac na drodze, ciekawe dlaczego 

2nd part- Taiping& Ipoh
W każdym razie, nastepny dzien miał być ambitny dla mnie bo mialam zostawic Nikie i ruszyc w dalsza podroz. O 9 już bylam gotowa i z moja torba na barku poszlam na piechote na prom do Butterworth, stamtąd mialam wziąć autobus do Taiping etc. Wiec tak to zrobiłam! Jakos niesamowicie się czulam- poczulam szczypte takiej adrenaliny samotnego podróżnika, który jest samotnikiem i jego dobytek rowna się paru spodniom i koszulkom i paru dolcom. Hehe, co prawda bylam nadal jeszcze w cywilizacji- miescie etc,to jednak poczulam się jak jakis konkwistador który jedzie na wyprawe w nieznane, haha ;)
Taiping okazal się uroczym miasteczkiem z przyjaznymi ludzmi, zero turystow, dobre jedzonko, niesamowite jak jeden uśmiech może zmienic i zdziałać – wszyscy tacy sympatyczni, pytaja się skad jestem, taka gościnność, wzajemna ciekawość!
Pobyłam w Taiping 2-3 godziny, gdzie pare razy podwieziono mnie gdzies. To było zabawne bo na przykładpytalam się jednego chłopaka gdzie się teraz znajdujemy i w które strone mam skręcić żeby się dostac na inna ulice. On nie wiedziak kompletnie wiec po prostu powiedział ze mnie tam zawiezie, bo nie wiedział jak wytłumaczyć, opowiadałam mu jak mi się japonki zniszczyly etc, to on mi znalazł sklep obuwniczy i podziękował za przejażdżkę( - He? Chyba to ja miałabym dziękować, co nie?)
Nastepny miastem był Ipoh- dojechałam tam mniej wiecej o 16. nie wiedziałam dokladnie gdzie jestem, wiec weszłam do autobusu i spytałam się kierowcy czy jedzie w tym kierunku, on nie wiedział o co chodzi ale powiezdial żebym wsiadla to cos się wymysli. Przez cala droge pytal glosno pasażerów czy ktos mowi po angielsku, żeby mi pomoc. I w koncu znalazla się jedna mala dziewczynka, która mi wytłumaczyła dzie mniej wiecej jesteśmy i dzieki temu wiedziałam gdzie mogę wysiąść. Gdy wysiadlam, zaczelam od razu od szukania jakiegos taniego hotelu etc, wtedy zaczal padac deszcz to już w ogole zarabiacie- z torba na barku, deszcz a ja nawet nei wiem gdzie isc. Hehe, po 2-3 godzinach szukania nie znalazłam nic normalnego (tylko holte 4 gwiazdkowy za 110zl za nocleg- za tyle to mogłam przezyc 4 dni, wiec podziękowałam). Dlatego tez po prostu stwierdziłam ze nie zostane tam na noc tylko rusze w nastepna destination- Tanah Rata (tam gdzie Cameron highlands się znajduja- piekne gory i swietna baza do spacerow po gorach) i tak tez zrobiłam. Pojechałam na przystanek autobusowy około 18:20 i mowie ze chce bilet, a koles powiedział ze sorry, ale ostatnio autobus był o 18 i ze mam przyjść jutro o 8 rano. No to mi mina zrzedła... nie wiedzlam co zrobic, nie mam noclegu, pytałam się ludzi i w koncu ktos mi poweidzial ze YMCA ma tutaj swój hotel, okazalo się ze nie ma tam dojazdu autobusowego i ze musze wziąć taksi, wiec się zgodziłam po zmudnym targowaniu i koles mnie tam zabral. Jak weszłam, zapytałam z desperacja- czy macie lozko, miejsce na podłodze żeby mnie przekimac dzisiaj? Cale szczescie- było miejsce! Taka ulge poczulam! Bo nie ukrywam, wizja szukania hotelu gdzie robilo się ciemno na ulicy- nie za bardzo mi się podobala! Jeszcze nigdzie Internetu w miescie nie można było znaleźć! Ale wszystko zawsze się jakos układa i tym razem tak samo było! Dostalam miejsce w dormie 10cio lozkowym, bylam jedyna osoba tam. Caly wieczor spędziłam w recepcji oglądając TV z ochroniarzem i czytając jakies gazety. Strasznie mily pan Hindus, opowiadałam mu o Indiach, on mi opowiadal jak się zyje w Malezji etc, iw koncu jak powiedziałam ze ide spac, on powiedział ze w sumie to tak smutno ze ja jetem w tym wielkim dormie sama i na koncu korytarza i powiedział ze wolalby żebym była bliżej w razie czego, i się okazalo ze dal mi prywatny pokoj z prywatna lazienk, klimatyzacja i TV! Ja mu mowie ze nie nie nie, ja mogę spac te jedna noc tam gdzie bylam, a on mowil ze nie ma zadnej dyskusji, on będzie się czul lepiej wiedzac ze jestem bezpieczna! Serce mi zmiękło! Niesamowite! Nie wspominając ze nie musiałam za to placic nic ekstra!
Oj wlasnie musze wracac do nauki, na reszte poczekajcie jakis dzien lub dwa!

1 comment:

  1. hej bejbe, you look nice in a cap!!!
    serio, naprawde fajne zdjecie, to z poczatku tego ogromnego rzutu, jak stoisz z rozlozonymi ramionami. really nice!
    aha, a chcialam przypomniec ze sie smiejesz, ze my robimy zdjecia na ktorych nas nie ma... przyganial kociol garnkowi :)
    luv u. brat tez.
    m.

    ReplyDelete